środa, 25 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 4.

Nadszedł kolejny dzień. Josh nakazał przybyć wszystkim na spotkanie do miejsca, gdzie zwykle się gromadzili, aby mówić ważne sprawy, czyli do starego salonu. Rozkazał również, aby każdy przyniósł ze sobą posiadaną broń. Oczywiście wszyscy wiedzieli dokładnie, co za chwilę usłyszą, tym bardziej po wczorajszym wydarzeniu i opowieści Alberta. Wszyscy zebrali się w krótkim czasie. Właściwie to chyba był ich rekord, jeżeli o tą sprawę chodzi. Bez owijania w bawełnę Josh przeszedł od razu do sedna sprawy.
- Tak jak wszyscy się spodziewaliście ponownie atakujemy Folgów. Tym razem naszym głównym celem jest maszyna, którą musimy zniszczyć ! - po wypowiedzeniu tych słów chłopak spojrzał na znajdującego się, tym razem, w tłumie Alberta. - Niestety jest nas tylko dwudziestu jeden, dlatego musimy się podzielić. Ja, Albert, Swen i Klara zajmiemy się Kwaterą i tym całym ich dziwnym sprzętem. Poprowadzi nami Albert, który już się trochę orientuje po budynku i dzięki temu obejdzie się bez zbędnych komplikacji. Pozostali zajmą się atakiem na Folgów, którzy zostaną wysłani przez ich przywódcę do obrony budynku. Oczywiście cały czas pozostajemy w kontakcie, dzięki naszym krótkofalówkom, które otrzymaliście podczas trzymania warty. Mam nadzieję - powiedział przemierzając wzrokiem po wszystkich zebranych. - że nikt z was nie wymięknie i nie zostawi pozostałych na polu bitwy. Jeżeli ktoś z was nie chce brać w tym udziału, lepiej żeby wycofał się teraz. Rozumiecie mnie ? - tym pytaniem retorycznym zakończył swoją długą przemowę.
Nikt nie chciał się wycofać. Wszyscy byli pewni, że uda im się zwyciężyć tym razem, że to ostatnia taka akcja. Dlatego też, wszyscy wyszli na zewnątrz i zajęli miejsca w pojeździe, który miał ich zawieźć do miasta. Gdy już wszyscy znajdowali się na odpowiednich miejscach, Josh zajął miejsce kierowcy, samochód ruszył. Droga nie była zbyt długa. W końcu ich dom znajdował się na obrzeżach miasta. W konsekwencji dotarli na miejsce po piętnastu minutach. Oczywiście, aby nie zwracać od razu zbyt dużej uwagi Folgów, pozostawili pojazd na uboczu. Pierwszy wysiadł Albert wraz z trójką pozostałych, którzy mieli mu towarzyszyć. Pozostali dalej czekali w samochodzie. Uzbrojona czwórka podeszła bliżej Kwatery Głównej i schowali się za krzakiem znajdującym się tuż przy wejściu. Co jak co, ale skrytek przy Kwaterze było pełno. Ich ogród nie był za bardzo przemyślany pod tym względem. Po chwili odezwała się krótkofalówka Elizy.
- Jesteśmy gotowi. Możecie zaczynać - zakomunikował głos Josha.
- Okej. Wyruszamy - odpowiedziała urywając połączenie.
Dziewczyna odwróciła się do pozostałych znajdujących się w pojeździe i jednym gestem dała im znak, że na nich czas. Wszyscy powoli wyszli trzymając broń w gotowości. Przemierzyli kawałek drogi dzielący ich od Kwatery Głównej. Kiedy dotarli na miejsce, na znak Lucasa, zaczęli strzelać w budynek, aby wywabić obcych na zewnątrz. Tak jak się spodziewali ta część planu zadziałała, ponieważ Folgowie zaczęli się pojawiać z każdej strony, opuszczając budynek kierując się w ich stronę. Tym razem jednak byli bardziej spokojni. Szli parami. Widać było, że byli przygotowani na ich atak i z pewnością się go spodziewali. Mimo to, ludzie postanowili się nie poddawać. Mieli nadzieję, że jak tylko Josh z pozostałymi znajdzie maszynę i ją zniszczy będzie to równoznaczne z upadkiem Folgów na polu bitwy. Tak więc zaczęła się zacięta walka. Oczywiście liczebność Folgów przeważała ludzką kilkakrotnie. Mimo to Eliza z pozostałymi dawała z siebie wszystko, aby się obronić. Lucas walczył z pięcioma obcymi na raz. Szczęśliwie udało mu się wszystkich pokonać. Helena walczyła z dwóma. Niestety ona nie miała tyle szczęścia, ponieważ została zraniona w nogę. Mimo uszczerbku na zdrowiu nie poddawała się i zabiła oby dwóch obcych. Eliza jak ostatnio radziła sobie znakomicie. Zabijała z zimną krwią, nie przejmując się kolejnymi trupami, które zostawiała za sobą. 
Podczas tej zawziętej walki Albert, Josh, Swen i Klara weszli do Kwatery Głównej. Orzed nimi znajdował się długi, wąski, ciemny korytarz z wieloma drzwiami. Wszyscy spodziewali się, że budynek w środku będzie równie wielki co na zewnątrz, jednak ten widok zupełnie ich zaskoczył. Po prawej stronie znajdowały się długie, kręte schody. Albert pokierował resztę w ich stronę. Musieli działać szybko i nie mogli zostać zauważeni przez wrogów. W okolicy na szczęście nie było słychać żadnych głosów. Gdy cała czwórka weszła na najwyższe piętro znowu pojawił się długi korytarz. Tak jak można było się spodziewać swoje kroki kierowali do najbardziej oddalonego pomieszczenia. Jednak Folgowie byli przewidywalni i myśleli podobnie jak ludzie. Drzwi znajdowały się właściwie na przeciwko schodów, jednak odległość, pomiędzy dwoma obiektami była ogromna. Odległość tą pokonywali szybko idąc marszem. przodem oczywiście szedł Albert, a za nim trójka pozostałych, która rozglądała się we wszystkie strony. Kiedy dotarli do drzwi przystanęli na chwilę, po to aby wytężyć słuch, aby dowiedzieć się, czy w okolicy nie znajduje się żaden Folg. Mieli wielkie szczęście, ponieważ głosy, które słyszeli były tak ciche, że z pewnością dochodziły z zewnątrz. Josh dotknął klamkę i uchylił lekko drzwi. Cała czwórka zajrzała do środka. Nie było słychać żadnych głosów, czy nawet oddechu, więc przyjaciele stwierdzili, że pomieszczenie jest puste. Wszyscy od razu weszli do pomieszczenia. 
- Po prawej stronie jest światło - szepnął Albert do Klary.
Gdy dziewczyna zapaliła światło wszyscy przeżyli szok, właściwie nie wszyscy. Przed nimi oczywiście znajdowała się wielka maszyna z milionem przycisków. Jednak obok niej znajdowało się pięciu Folgów, każdy z nich trzymał bron w prawej ręce skierowaną na nich, tak jakby spodziewali się ich przybycia w to miejsce. Klara, Josh i Swen zaczęli spoglądać w kierunku Alberta. Na twarzy mężczyzny zaczął malować się uśmiech. Pozostała trójka była zaskoczona jego wyrazem twarzy, w końcu zostali przyłapani na gorącym uczynku. Po chwili ich wszelkie myśli zostały rozwiązane, ponieważ Albert podszedł do nich blisko spoglądając każdemu po kolei w twarz. Wyglądał strasznie w tym świetle z tym swoim dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Co mu się stało ?
- Brać ich ! - wykrzyknął do znajdujących się za nim Folgów.
- Co ? Jak to ? - zaczęli wołać Josh, Klara i Swen. 
Byli oni zaskoczeni postawą swojego przyjaciela. Ten jednak spojrzał na nich wzdrygając ramionami. Obcy natomiast zaczęli wykonywać jego polecenie. Cała trójka próbowała się bronić. Wyciągnęli broń, jednak gdy tylko skierowali ją w odpowiednim kierunku próbując strzelić ona odmawiała posłuszeństwa. Albert, gdy tylko zauważył ich zaskoczenie zaczął się głośno i złowieszczo śmiać.
- Nie próbujcie nawet. Szkoda waszej energii. Wasze bronie, tak jakoś nie działają.
- Ty zdrajco ! - wykrzyknął Josh w jego kierunku. 
W końcu to on był najbardziej zżyty z mężczyzną. Jego ojciec powierzył go pod jego opiekę. Traktował go jak ojca, a on tak go potraktował.
- Dlaczego nam to zrobiłeś ? - zapytała Klara z żalem.
Wszyscy wiedzieli, że nie jest on zahipnotyzowany, ani nie działa pod jakimś kierunkiem Folgów. Wszyscy co mówił, robił było jego własną decyzją. W końcu sam wydawał rozkazy obcym, a jeżeli byłby przez nich przejęty z przymuszonej woli, nie mógłby tego robić.
- Po prostu. Ludzie nie mają szans na przetrwanie, a ja w końcu chcę normalnie żyć - powiedział. - A teraz zamknijcie się, bo mam inne sprawy na głowie. Trzeba zająć się pozostałymi - dokończył zaklejając całej trójce usta. 
Mimo wszelkich starań nie udało się im wydostać z uścisków obcych. Zostali wyprowadzeni z pomieszczenia kierując się w stronę windy znajdującej się po prawej stronie wielkiego korytarza, że też wcześniej jej nie zauważyli. Mogliby wtedy ominąć te długie, cholerne schody. Weszli do niej. Albert wcisnął jeden z guzików i ruszyli w górę. Po chwili zatrzymali się. Wyszli z windy. Znajdowali się na dachu budynku. Jednak nie byli tam sami, znajdował się już tam Marshall - przywódca obcych. Spoglądał on w dół na toczącą się bitwę między ludźmi, a obcymi. Walki toczyły się na równym poziomie. Właściwie, to z ludzi nie zginął nikt, mimo, że niektórzy byli trochę poranieni. Jednak żadna grupa nie chciała się poddać, w związku z tym zwycięstwo żadnej z nich nie było pewne. W końcu Marshall zauważył Alberta z pozostałymi i nakazał im podejść do siebie,
- Cisza ! - krzyknął Marshall przez megafon spoglądając w dół.
Jego głos był tak donośny, że walki od razu ustały, a twarze ich uczestników uniosły się w górę. Eliza od razu spostrzegła przyjaciół, którzy znajdowali się w uścisku obcych. Wiedziała po tym, że ich plan nie wypalił. Spodziewała się również, co za chwilę usłyszą od przywódcy wroga.
- Wasza gra się skończyła - zaczął. - Mamy was w garści - w tym momencie wskazał ręką na Josha i resztę. - Jeden z was zrozumiał, że warto wyrzec się człowieczeństwa na chwałę Folgów.
- Na chwałę - powiedzieli równo wszyscy Folgowie.
- Albert... - powiedziała Eliza grożąc w powietrzu mężczyźnie ręką.
- Tak Elizo - powiedział Albert. - Te gesty zostaw na później.
W tym momencie każdego z ludzi obezwładniono. Każdego pilnowało po dwóch Folgów, którzy odebrali im broń. Wszyscy próbowali ich powstrzymać, jednak nikomu się to nie udało. Marshall dalej głosił swoje przemówienie o tym, jak stanie się Panem całego świata. Jego poddani oczywiście zawzięcie go słuchali. Eliza znudzona jego słowami zauważyła, że ktoś z boku ich obserwuje. Ta osoba zaczęła do niej machać pokazując drugą ręką w swoim kierunku. Wyglądało to jak przywoływanie. Dziewczyna nie wiedziała kim, ten ktoś był i czego od niej chciał. Gdy przymrużyła oczy w końcu poznała kto to jest. Tego wyglądu nie da się zapomnieć. Eliza myślała o nim prawie każdej nocy, gdy nie mogła zmrużyć oka. Zadręczała się tymi wspomnieniami. To był on. Ten sam chłopak, który odwiedził ją podczas sprawowania pierwszej warty w domku na obrzeżach miasta. Był jednym z obcych, ale czego od niej chciał ? Tym bardziej, że wiedział, iż jest w tym momencie tak jakby zablokowana przez jego przyjaciół. Obcy zaczął pokazywać jej różne gesty. Po dłuższym zastanowieniu zrozumiała o co mu chodzi. Chciał, aby uciekła z rąk Folgów, a on pomoże jej się ukryć. Nie wiedziała, czy na pewno o to mu chodziło, ale mimo wszystko miała taką nadzieję. Tylko jak miała się wyrwać z uścisku obcych ? Właściwie jej napastnicy byli tak wsłuchani w przemówienie swojego przywódcy, że właściwie o niej zapomnieli. Postanowiła wykorzystać moment ich nieuwagi. Wyrwała się z całej siły i zaczęła biec w kierunku nieznajomego. Przez swoją krótkofalówkę zdążyła szybko powiedzieć:
- Wrócę - po tym od razu rzuciła ją na ziemię, aby jej nie przeszkadzała w ucieczce.
Gdy dobiegła do nieznajomego chwyciła go za rękę nie przerywając biegu. Oboje trzymali równe tempo, co jakiś czas oglądali się za siebie. Byli o wiele szybsi od Folgów. W końcu dobiegli do jednego z lasów znajdujących się za miastem gubiąc tym samym wrogów. Zatrzymali się w głębi zabajnika rozglądając się we wszystkie strony.
- Co teraz ? - powiedział Eliza spoglądając na obcego nie puszczając jego ręki.

Cześć. No to jesteśmy trochę dalej. Zaczyna się akcja. Mamy Alberta, który zdradził przyjaciół, ale jak widzimy działa to w dwie strony, ponieważ obcy, też zdradził swoją rodzinę uciekając z Elizą. Co sądzicie ? Wiem, że jestem trochę przewidywalna, no ale cóż chcę żeby na końcu był wielki Happy End. W międzyczasie powstanie kilka wątków pobocznych, tak jak w przypadku Alberta, więc mam nadzieję, ze nie zanudzę was :) Zapraszam do komentowania.

7 komentarzy:

  1. Więc,zaczynam się przekonywać do tego opowiadania. Na początku myślałam że to "kolejne opowiadanie dla nastolatek oparte na identycznym schemacie". Teraz myślę inaczej. Coraz bardziej się wciągam, a i twój styl się poprawia. Ten obcy wydaje się taki biedniutki, jest dobry, nie chce robić złych rzeczy, które każą mu inni Folgowie- to urocze ;). Życzę wszystkiego dobrego i wspaniałych, twórczych wakacji. Pa! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że ci się podoba. Jak to się mówi trzeba ćwiczyć, żeby osiągnąć cel. Dziękuję i wzajemnie :*

      Usuń
  2. Przewidywalne... To zależy dla jakich osób. Ja troche juz bloguje no i to mi przychodz z łatwoscia, ale opowiadanie super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za wyrażenie opinii tym bardziej, że jak sama wspomniałaś trochę już blogujesz :D

      Usuń
  3. Fajny rozdział. Muszę trochę nadrobić, bo jestem na kolonii i mam na to trochę mało czasu, ale jestem. Jak zawsze świetne. Nie spodziewałam się zdrady Alberta. Bardziej chyba tego, że zrobią coś nie tak z tą maszyną. Wiesz jakie jeszcze mam wrażenie? Że Josh i Klara mogą w późniejszych rozdziałach być razem. Naprowadzisz mnie czy mam rację?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem szczerze, że również nad tym myślałam, ale żeby nie było zbyt to oczywiste taka para nie powstanie :D

      Usuń
  4. cieszę się, że ci się podoba :)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli czytasz, skomentuj. To motywuje :)