sobota, 28 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 5.

Eliza z obcym przeszukiwała las w celu znalezienia odpowiedniego schronienia, ponieważ zbliżała się noc i robiło się coraz chłodniej. Oczywiście starali się być niezauważalni, nie mieli pewności, czy nie śledzi ich żaden z Folgów. Nie odzywali się do siebie, ani słowem. Dziewczyna uważała, że chłopak miał dobry plan, jednak myślała, że znalazł już odpowiednie miejsce do ukrycia. Zastanawiało ją również, dlaczego jej pomaga, w końcu należał do jej wrogów. Jego zadaniem było niszczenie, zabijanie ludzi, a nie ich ratowanie. Para wyszła z lasy kierując się na przód. Po krótkim czasie spostrzegli jaskinię, która znajdowała się pośród skał. Postanowili, że tej nocy tam się ukryją, a rankiem wymyślą coś innego. Gdy weszli do środka, zauważyli, że ktoś tam mieszkał, ale wyniósł się dawno. Wywnioskowali to po tym, że znajdowały się tam stare naczynia, ubrania, czy miejsce, w którym z pewnością rozpalane były ogniska. Wszystko to jednak było strasznie zarosłe trawą i mchem. Oboje usiedli na ziemi obok siebie opatulając się koce znalezionym w głębi jaskini. Nie chcieli rozpalać ogniska, ponieważ Folgowie mogliby zauważyć dym, a dzięki niemu znaleźć ich kryjówkę. Siedzieli w ciszy, ukradkiem spoglądając na siebie. Eliza w końcu postanowiła się odezwać.
- Kim ty w ogóle jesteś ? - zapytała, a po chwili dodała. - Dlaczego mi pomagasz ?
Nieznajomy spojrzał na nią uśmiechając się lekko. Zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią. 
- Jestem Alex - zaczął. - Opowiem ci moją historię, tylko mam nadzieję, ze tym razem nie będziesz groziła mi bronią - w tym momencie zaśmiał się przywołując w głowie wspomnienie dnia, kiedy pierwszy raz zobaczył dziewczynę.
- Nawet jej przy sobie nie mam - odpowiedziała pokazując ręce. - A więc czekam.. - dodała niepewnie. Nie wiedziała w końcu co takiego za chwilę usłyszy.
- Okej.. - przerwał zastanawiając się jak zacząć swoją opowieść. - Jak już wiesz jestem jednym z Folgów. Tylko jakoś nie jestem taki jak pozostali. Chyba to zauważyłaś - spojrzał na dziewczynę, ona natomiast potaknęła, ponieważ nie chciała mu przerywać. - Już od dziecka bardziej interesowałem się losem innych, niż swoim. Właściwie byłem taki sam, jak mój ojciec, który wtedy jeszcze był naszym przywódcą. Jednak po jakimś czasie zmarł na Brelettę. To jest jedna z naszych chorób, coś podobnego do waszego raka. Po jego śmierci władzę przejął Marshall, brat mojego ojca, ponieważ ja byłem zbyt młody, aby zarządzać Folgami. Jak sama widzisz jest on całkiem inny, niż mój tata. Dla niego liczy się tylko i wyłącznie władza, a nie jego poddani. Musimy się mu podporządkowywać, używając naszych mocy do jego niecnych celów - w tym momencie przerwał zamyślając się.
Eliza spojrzała na niego. Jednak zbyt pochopnie go oceniła. W końcu uratował ją - człowieka. Teraz nie miałby powodów, żeby jej kłamać. Jej przemyślenia przerwał Alex kontynuując dalsze opowiadanie,
- Mam nadzieję, że pamiętasz nasze pierwsze spotkanie - powiedział spoglądając na dziewczynę.
- No tak - odpowiedziała odwracając wzrok. Nie chciała patrzeć mu w oczy, ponieważ to trochę ją peszyło i powodowało, że na jej twarzy pojawiały się rumieńce.
- Kiedyś, w dzieciństwie, byłem tam z tatą. Mieszkaliśmy w tym domku przez krótki czas. Teraz, gdy Folgowie przejęli wasz świat, przychodziłem tam powspominać jaki kiedyś był on piękny i jaki byłem nim zachwycony - uśmiechnął się. - Jednak, jak zobaczyłem cię z bronią, to tak mnie wystraszyła, że przestałem przychodzić.
Oboje zaczęli się śmiać.
- Oh. Przepraszam - powiedziała Eliza zakrywając twarz rękoma.
Czuła się świetnie w towarzystwie Alexa, mimo ze nie rozmawiali o przyjemnych sprawach. Nawet przy takich tematach potrafił sprawić, ze się uśmiechała. Już dawno się tak nie śmiała. Był zabawny, a ta cecha najbardziej jej przypadła do gusty. Dochodził do tego jego cudowny uśmiech. Na wam jego widok sama chciała się uśmiechać.
- Skoro mnie już znasz, to teraz pora na to, żebym ja poznał ciebie - powiedział.
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Właściwie to ostatnie pięć lat jej życia opierało się na nienawiści związanej z Folgami oraz pesymistycznym nastawieniem do przyszłości.
- No więc - zaczęła. - Od zawsze tu mieszkałam. Miałam brata, cudownych rodziców i beztroskie dzieciństwo - nie lubiła opowiadać o swojej rodzinie, ale mimo to kontynuowała. - Kilka lat temu przybyli Folgowie. Już podczas pierwszych ataków moi rodzice włączyli się do walki z obcymi. W końcu Folgowie podczas ich nieobecności weszli do naszego domu. Byłam w nim tylko ja z moim bratem - Zackiem. Niestety on nie zdążył się schować w porę i został zabrany przez obcych - przerwała, a po policzku spłynęła jej zła, jednak szybko obtarła ją rękawem bluzki. - To wszystko działo się na moich oczach. Po jakimś czasie dowiedziałam się, ze moi rodzic nie żyją. Nie chciałam w to wierzyć. Miałam nadzieję, ze to nie prawda. Z dnia na dzień, jednak ta nadzieja coraz bardziej zanika - tym razem nie udało jej się powstrzymać łez, płynęły one razem z wypowiadanymi kolejnymi słowami. - Dlaczego tak się stało ? - zaczęła krzyczeć. - Dlaczego nie modłam zginąć razem z moją rodziną podczas pierwszych ataków. To nie fair.
W tym momencie dziewczyna wstała, automatycznie zrzucając z siebie koc.
- To wszystko jest niesprawiedliwe ! - krzyczała coraz głosniej.
Zaczęła rozwalać wszystko to, co znalazła na swojej drodze. Kopnęła kilka garnków leżacych na ziemi. Zaczęła zrzucać wszystko, co znajdowało się na starym drewnianym stoliku na końcu jaskini. Alex również podniósł się z miejsca. 
- Spokojnie. Będzie dobrze - powiedział podchodząc do dziewczyny, jednak ta ignorowała go i jego słowa.
- Teraz już nawet Folgowie mają moich przyjaciół. Powinnam być z nimi, a nie tutaj. Nie chcę tak żyć !
Dziewczyna zdemolowała już wszystko, co znajdowało się w jaskini. Stanęła na środku cała zapłakana trzymając twarz w dłoniach. Zaczęła powoli osuwać się na ziemię, aż w końcu klęknęła na kolana. Chłopak podbiegł do niej, obawiając się, że dziewczyna źle się poczuła. Uklęknął obok niej i przytulił.
- Wszystko będzie okej. Jeszcze zmienimy ten świat - powiedział całując Elizę w głowę. 
Eliza zaczęła się uspokajać. Po raz pierwszy powiedziała, co czuła. W końcu wyrzuciła z siebie złe emocje, jakie towarzyszyły jej przez ostatni czas. Teraz czuła się o wiele lepiej. Ten ból, który skrywała w sobie przez tyle lat, w końcu z niej wyszedł. Była wdzięczna Alexowi, że dał się jej wykrzyczeć i wypłakać. Dzięki niemu czuła się bezpiecznie, mimo, że znali się kilka godzin. 
- Dziękuję - powiedziała trzymajac jego dłoń. 
Nie chciała, żeby ją puszczał. Chciała, żeby byli do siebie przytuleni już na zawsze.

No cześć. Dzisiaj prezentuję wam najkrótszy rozdział z całego opowiadania. Jest on krótki, ponieważ nie warto przesadzać, ponieważ później trzeba czytać na siłę. Cały rozdział skupia on się na Elizie i Alexie. Poznajemy ich od środka. Mam nadzieję, ze spodobał się wam. Zapraszam do komentowania.
PS. Mamy wakacje. :) Chętnie dowiem się jak wam mijają i jakie macie plany :)

środa, 25 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 4.

Nadszedł kolejny dzień. Josh nakazał przybyć wszystkim na spotkanie do miejsca, gdzie zwykle się gromadzili, aby mówić ważne sprawy, czyli do starego salonu. Rozkazał również, aby każdy przyniósł ze sobą posiadaną broń. Oczywiście wszyscy wiedzieli dokładnie, co za chwilę usłyszą, tym bardziej po wczorajszym wydarzeniu i opowieści Alberta. Wszyscy zebrali się w krótkim czasie. Właściwie to chyba był ich rekord, jeżeli o tą sprawę chodzi. Bez owijania w bawełnę Josh przeszedł od razu do sedna sprawy.
- Tak jak wszyscy się spodziewaliście ponownie atakujemy Folgów. Tym razem naszym głównym celem jest maszyna, którą musimy zniszczyć ! - po wypowiedzeniu tych słów chłopak spojrzał na znajdującego się, tym razem, w tłumie Alberta. - Niestety jest nas tylko dwudziestu jeden, dlatego musimy się podzielić. Ja, Albert, Swen i Klara zajmiemy się Kwaterą i tym całym ich dziwnym sprzętem. Poprowadzi nami Albert, który już się trochę orientuje po budynku i dzięki temu obejdzie się bez zbędnych komplikacji. Pozostali zajmą się atakiem na Folgów, którzy zostaną wysłani przez ich przywódcę do obrony budynku. Oczywiście cały czas pozostajemy w kontakcie, dzięki naszym krótkofalówkom, które otrzymaliście podczas trzymania warty. Mam nadzieję - powiedział przemierzając wzrokiem po wszystkich zebranych. - że nikt z was nie wymięknie i nie zostawi pozostałych na polu bitwy. Jeżeli ktoś z was nie chce brać w tym udziału, lepiej żeby wycofał się teraz. Rozumiecie mnie ? - tym pytaniem retorycznym zakończył swoją długą przemowę.
Nikt nie chciał się wycofać. Wszyscy byli pewni, że uda im się zwyciężyć tym razem, że to ostatnia taka akcja. Dlatego też, wszyscy wyszli na zewnątrz i zajęli miejsca w pojeździe, który miał ich zawieźć do miasta. Gdy już wszyscy znajdowali się na odpowiednich miejscach, Josh zajął miejsce kierowcy, samochód ruszył. Droga nie była zbyt długa. W końcu ich dom znajdował się na obrzeżach miasta. W konsekwencji dotarli na miejsce po piętnastu minutach. Oczywiście, aby nie zwracać od razu zbyt dużej uwagi Folgów, pozostawili pojazd na uboczu. Pierwszy wysiadł Albert wraz z trójką pozostałych, którzy mieli mu towarzyszyć. Pozostali dalej czekali w samochodzie. Uzbrojona czwórka podeszła bliżej Kwatery Głównej i schowali się za krzakiem znajdującym się tuż przy wejściu. Co jak co, ale skrytek przy Kwaterze było pełno. Ich ogród nie był za bardzo przemyślany pod tym względem. Po chwili odezwała się krótkofalówka Elizy.
- Jesteśmy gotowi. Możecie zaczynać - zakomunikował głos Josha.
- Okej. Wyruszamy - odpowiedziała urywając połączenie.
Dziewczyna odwróciła się do pozostałych znajdujących się w pojeździe i jednym gestem dała im znak, że na nich czas. Wszyscy powoli wyszli trzymając broń w gotowości. Przemierzyli kawałek drogi dzielący ich od Kwatery Głównej. Kiedy dotarli na miejsce, na znak Lucasa, zaczęli strzelać w budynek, aby wywabić obcych na zewnątrz. Tak jak się spodziewali ta część planu zadziałała, ponieważ Folgowie zaczęli się pojawiać z każdej strony, opuszczając budynek kierując się w ich stronę. Tym razem jednak byli bardziej spokojni. Szli parami. Widać było, że byli przygotowani na ich atak i z pewnością się go spodziewali. Mimo to, ludzie postanowili się nie poddawać. Mieli nadzieję, że jak tylko Josh z pozostałymi znajdzie maszynę i ją zniszczy będzie to równoznaczne z upadkiem Folgów na polu bitwy. Tak więc zaczęła się zacięta walka. Oczywiście liczebność Folgów przeważała ludzką kilkakrotnie. Mimo to Eliza z pozostałymi dawała z siebie wszystko, aby się obronić. Lucas walczył z pięcioma obcymi na raz. Szczęśliwie udało mu się wszystkich pokonać. Helena walczyła z dwóma. Niestety ona nie miała tyle szczęścia, ponieważ została zraniona w nogę. Mimo uszczerbku na zdrowiu nie poddawała się i zabiła oby dwóch obcych. Eliza jak ostatnio radziła sobie znakomicie. Zabijała z zimną krwią, nie przejmując się kolejnymi trupami, które zostawiała za sobą. 
Podczas tej zawziętej walki Albert, Josh, Swen i Klara weszli do Kwatery Głównej. Orzed nimi znajdował się długi, wąski, ciemny korytarz z wieloma drzwiami. Wszyscy spodziewali się, że budynek w środku będzie równie wielki co na zewnątrz, jednak ten widok zupełnie ich zaskoczył. Po prawej stronie znajdowały się długie, kręte schody. Albert pokierował resztę w ich stronę. Musieli działać szybko i nie mogli zostać zauważeni przez wrogów. W okolicy na szczęście nie było słychać żadnych głosów. Gdy cała czwórka weszła na najwyższe piętro znowu pojawił się długi korytarz. Tak jak można było się spodziewać swoje kroki kierowali do najbardziej oddalonego pomieszczenia. Jednak Folgowie byli przewidywalni i myśleli podobnie jak ludzie. Drzwi znajdowały się właściwie na przeciwko schodów, jednak odległość, pomiędzy dwoma obiektami była ogromna. Odległość tą pokonywali szybko idąc marszem. przodem oczywiście szedł Albert, a za nim trójka pozostałych, która rozglądała się we wszystkie strony. Kiedy dotarli do drzwi przystanęli na chwilę, po to aby wytężyć słuch, aby dowiedzieć się, czy w okolicy nie znajduje się żaden Folg. Mieli wielkie szczęście, ponieważ głosy, które słyszeli były tak ciche, że z pewnością dochodziły z zewnątrz. Josh dotknął klamkę i uchylił lekko drzwi. Cała czwórka zajrzała do środka. Nie było słychać żadnych głosów, czy nawet oddechu, więc przyjaciele stwierdzili, że pomieszczenie jest puste. Wszyscy od razu weszli do pomieszczenia. 
- Po prawej stronie jest światło - szepnął Albert do Klary.
Gdy dziewczyna zapaliła światło wszyscy przeżyli szok, właściwie nie wszyscy. Przed nimi oczywiście znajdowała się wielka maszyna z milionem przycisków. Jednak obok niej znajdowało się pięciu Folgów, każdy z nich trzymał bron w prawej ręce skierowaną na nich, tak jakby spodziewali się ich przybycia w to miejsce. Klara, Josh i Swen zaczęli spoglądać w kierunku Alberta. Na twarzy mężczyzny zaczął malować się uśmiech. Pozostała trójka była zaskoczona jego wyrazem twarzy, w końcu zostali przyłapani na gorącym uczynku. Po chwili ich wszelkie myśli zostały rozwiązane, ponieważ Albert podszedł do nich blisko spoglądając każdemu po kolei w twarz. Wyglądał strasznie w tym świetle z tym swoim dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Co mu się stało ?
- Brać ich ! - wykrzyknął do znajdujących się za nim Folgów.
- Co ? Jak to ? - zaczęli wołać Josh, Klara i Swen. 
Byli oni zaskoczeni postawą swojego przyjaciela. Ten jednak spojrzał na nich wzdrygając ramionami. Obcy natomiast zaczęli wykonywać jego polecenie. Cała trójka próbowała się bronić. Wyciągnęli broń, jednak gdy tylko skierowali ją w odpowiednim kierunku próbując strzelić ona odmawiała posłuszeństwa. Albert, gdy tylko zauważył ich zaskoczenie zaczął się głośno i złowieszczo śmiać.
- Nie próbujcie nawet. Szkoda waszej energii. Wasze bronie, tak jakoś nie działają.
- Ty zdrajco ! - wykrzyknął Josh w jego kierunku. 
W końcu to on był najbardziej zżyty z mężczyzną. Jego ojciec powierzył go pod jego opiekę. Traktował go jak ojca, a on tak go potraktował.
- Dlaczego nam to zrobiłeś ? - zapytała Klara z żalem.
Wszyscy wiedzieli, że nie jest on zahipnotyzowany, ani nie działa pod jakimś kierunkiem Folgów. Wszyscy co mówił, robił było jego własną decyzją. W końcu sam wydawał rozkazy obcym, a jeżeli byłby przez nich przejęty z przymuszonej woli, nie mógłby tego robić.
- Po prostu. Ludzie nie mają szans na przetrwanie, a ja w końcu chcę normalnie żyć - powiedział. - A teraz zamknijcie się, bo mam inne sprawy na głowie. Trzeba zająć się pozostałymi - dokończył zaklejając całej trójce usta. 
Mimo wszelkich starań nie udało się im wydostać z uścisków obcych. Zostali wyprowadzeni z pomieszczenia kierując się w stronę windy znajdującej się po prawej stronie wielkiego korytarza, że też wcześniej jej nie zauważyli. Mogliby wtedy ominąć te długie, cholerne schody. Weszli do niej. Albert wcisnął jeden z guzików i ruszyli w górę. Po chwili zatrzymali się. Wyszli z windy. Znajdowali się na dachu budynku. Jednak nie byli tam sami, znajdował się już tam Marshall - przywódca obcych. Spoglądał on w dół na toczącą się bitwę między ludźmi, a obcymi. Walki toczyły się na równym poziomie. Właściwie, to z ludzi nie zginął nikt, mimo, że niektórzy byli trochę poranieni. Jednak żadna grupa nie chciała się poddać, w związku z tym zwycięstwo żadnej z nich nie było pewne. W końcu Marshall zauważył Alberta z pozostałymi i nakazał im podejść do siebie,
- Cisza ! - krzyknął Marshall przez megafon spoglądając w dół.
Jego głos był tak donośny, że walki od razu ustały, a twarze ich uczestników uniosły się w górę. Eliza od razu spostrzegła przyjaciół, którzy znajdowali się w uścisku obcych. Wiedziała po tym, że ich plan nie wypalił. Spodziewała się również, co za chwilę usłyszą od przywódcy wroga.
- Wasza gra się skończyła - zaczął. - Mamy was w garści - w tym momencie wskazał ręką na Josha i resztę. - Jeden z was zrozumiał, że warto wyrzec się człowieczeństwa na chwałę Folgów.
- Na chwałę - powiedzieli równo wszyscy Folgowie.
- Albert... - powiedziała Eliza grożąc w powietrzu mężczyźnie ręką.
- Tak Elizo - powiedział Albert. - Te gesty zostaw na później.
W tym momencie każdego z ludzi obezwładniono. Każdego pilnowało po dwóch Folgów, którzy odebrali im broń. Wszyscy próbowali ich powstrzymać, jednak nikomu się to nie udało. Marshall dalej głosił swoje przemówienie o tym, jak stanie się Panem całego świata. Jego poddani oczywiście zawzięcie go słuchali. Eliza znudzona jego słowami zauważyła, że ktoś z boku ich obserwuje. Ta osoba zaczęła do niej machać pokazując drugą ręką w swoim kierunku. Wyglądało to jak przywoływanie. Dziewczyna nie wiedziała kim, ten ktoś był i czego od niej chciał. Gdy przymrużyła oczy w końcu poznała kto to jest. Tego wyglądu nie da się zapomnieć. Eliza myślała o nim prawie każdej nocy, gdy nie mogła zmrużyć oka. Zadręczała się tymi wspomnieniami. To był on. Ten sam chłopak, który odwiedził ją podczas sprawowania pierwszej warty w domku na obrzeżach miasta. Był jednym z obcych, ale czego od niej chciał ? Tym bardziej, że wiedział, iż jest w tym momencie tak jakby zablokowana przez jego przyjaciół. Obcy zaczął pokazywać jej różne gesty. Po dłuższym zastanowieniu zrozumiała o co mu chodzi. Chciał, aby uciekła z rąk Folgów, a on pomoże jej się ukryć. Nie wiedziała, czy na pewno o to mu chodziło, ale mimo wszystko miała taką nadzieję. Tylko jak miała się wyrwać z uścisku obcych ? Właściwie jej napastnicy byli tak wsłuchani w przemówienie swojego przywódcy, że właściwie o niej zapomnieli. Postanowiła wykorzystać moment ich nieuwagi. Wyrwała się z całej siły i zaczęła biec w kierunku nieznajomego. Przez swoją krótkofalówkę zdążyła szybko powiedzieć:
- Wrócę - po tym od razu rzuciła ją na ziemię, aby jej nie przeszkadzała w ucieczce.
Gdy dobiegła do nieznajomego chwyciła go za rękę nie przerywając biegu. Oboje trzymali równe tempo, co jakiś czas oglądali się za siebie. Byli o wiele szybsi od Folgów. W końcu dobiegli do jednego z lasów znajdujących się za miastem gubiąc tym samym wrogów. Zatrzymali się w głębi zabajnika rozglądając się we wszystkie strony.
- Co teraz ? - powiedział Eliza spoglądając na obcego nie puszczając jego ręki.

Cześć. No to jesteśmy trochę dalej. Zaczyna się akcja. Mamy Alberta, który zdradził przyjaciół, ale jak widzimy działa to w dwie strony, ponieważ obcy, też zdradził swoją rodzinę uciekając z Elizą. Co sądzicie ? Wiem, że jestem trochę przewidywalna, no ale cóż chcę żeby na końcu był wielki Happy End. W międzyczasie powstanie kilka wątków pobocznych, tak jak w przypadku Alberta, więc mam nadzieję, ze nie zanudzę was :) Zapraszam do komentowania.

sobota, 21 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 3.

Dziewczyna obniżyła broń. Mimo wielkiej nienawiści jaką miała w sobie postanowiła posłuchać, co  takiego ma on jej do powiedzenia. W końcu bez powodu tutaj nie przyszedł. Jednak Eliza postanowiła, mimo wszystko, zachować ostrożność, dlatego też wyjęła z kieszeni krótkofalówkę, po to aby skontaktować się z Joshem w razie problemów. 
- Skoro jesteś sam, to po co tu przyszedłeś ? - zapytała ciekawa odpowiedzi.
- Często tu przychodzę - zaczął obcy. - Nie wiedziałem, że teraz tu mieszkacie - dokończył bez zastanowienia. 
- Po co ? - Eliza zadała kolejne pytanie.
- Pewnie uważasz mnie za potwora, ale dla mnie ta cała sytuacja z zawładnięciem Ziemią, też jest ciężka. To jest jedyne miejsce, w którym można przemyśleć kilka spraw.
Dziewczyna nie wierzyła w słowa, które przed chwilą usłyszała. Zawsze twierdziła, że Folgowie to maszyny stworzone tylko i wyłącznie do zabijania. Przecież oni nie mieli uczuć. Nie mogła się poddać byle jakim opowiadaniom, że jest się dobrym i że tak na prawdę to wszystko co się tutaj dzieje to nie ich wina. Właśnie przez to nienawidziła obcych jeszcze bardziej. Za te wszystkie strasznie rzeczy obwiniali ludzi, że niby są słabą rasą, która nie poradziłaby sobie bez ich pomocy. 
- Wynoś się ! - krzyknęła. - Bo jeszcze zaraz zmienię zdanie i cię zabiję ! - wykrzyczała unosząc broń na wysokość klatki piersiowej. 
Nieznajomy od razu odwrócił się na pięcie kierując kroki do lasu. 
- Przepraszam - powiedział cicho uciekajac. 
Jednak Eliza nie usłyszała jego przeprosin. Właściwie nic by one dla niej nie znaczyły. To były tylko puste słowa, a ona była zbyt zdenerwowana, żeby się na tym skupiać. O mały włos zaufałaby jednemu z Folgów narażając pozostałych ze Stowarzyszenia na niebezpieczeństwo. Była na siebie wściekła. Nienawidziła siebie za to. Dalej wyrzucałaby sobie popełniony błąd i to jaka była bezmyślna, jednak jej przemyślenia przerwał Josh, który z bronią w gotowości podbiegł do dziewczyny. Ona natomiast spojrzała na niego ze zdziwieniem. 
- Co się stało ? - zapytał. - Słyszałem jak krzyczałaś. 
- Nie... - odpowiedziała, po krótkim namyśle. 
Nie chciała informować chłopaka o wydarzeniu, które przed chwilą miało miejsce, dlatego odpowiedziała mu wymyślając spontanicznie jakąś wymówkę. 
- Jakiś owad przelatywał i tak jakoś przestraszyłam się - spojrzała na chłopaka siląc się na uśmiech. - A jak tobie idzie ? Żadnych problemów ?
- Świetnie - odpowiedział zaskoczony Josh. - Jak na razie spokój. 
- To dobrze. 
W tym momencie chłopak odwrócił się, by wrócić na drugą stronę budynku. Gdy zrobił kilka kroków odwrócił się spoglądając w stronę dziewczyny. 
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. W końcu po coś dostałaś tą krótkofalówkę - po tych słowach uśmiechnął się. - Poza tym zostało już nie wiele czasu naszej warty. 
Po tych słowach kontynuował swoją drogę, na drugą stronę domku. Po chwili zniknął z oczu dziewczyny. Dalszą cześć warty Eliza spędziła na długich przemyśleniach na temat Folga, który ją odwiedził. Na jej szczęście reszta nocy odbyła się bez zbędnych wizyt. W końcu zaczęło pojawiać się słońce wychodzące znad horyzontu. Nadchodził kolejny dzień, a w związku z tym nadeszła pora zmiany warty. Tym razem przejęli ją Jonatan i Helena, a dwójka ich poprzedników w końcu mogła odpocząć i się przespać w spokoju i ciszy. Oczywiście to drugie zdecydowanie Elizie nie wychodziło. Nie mogła zmrużyć oczu. Gdy tylko je zamykała od razu powracał do niej obraz ostatniej nocy. Postanowiła opowiedzieć o wszystkim Klarze - jej najlepszej przyjaciółce. Ona od razu jak usłyszała całą opowieść strasznie się rozkręciła. W jej oczach pojawiły się iskierki zaciekawienia. 
- Jakie to by było romantyczne jakbyście byli razem - zaczęła. - Tak na pograniczu dwóch światów. Bylibyście jak Bella i Edward - opowiadała jak najęta, co ledwo łapiąc oddech. 
- Nie przesadzaj. Przyszedł do mnie jakiś obcy, żeby sobie pomyśleć, a ty już mi układasz związki. Nie chcę go już więcej spotkać. Nie marzą mi się żadne romanse, przynajmniej nie z nim - odpowiedziała ze złością Eliza.
- Ale przecież sama mówiłaś, że miał piękny niski ton głosu i cudowną chłopięcą urodę. Przecież to są rzeczy, które ci się strasznie podobają u facetów. Co nie ? - Klara zadała jej pytanie nie oczekując odpowiedzi. - Ciekawa jestem jak zareaguje na to Josh. O ! - wykrzyknęła i entuzjastycznie podskoczyła. - Jeszcze się o ciebie pobiją. 
- Jeszcze tego by mi brakowało, jakbym nie miała dość problemów. Skończ już z wymyślaniem bajek - powiedziała uśmiechając się do przyjaciółki. 
- Każda dziewczyna o takim czymś marzy. O cudownej, magicznej miłości. Tym bardziej, że teraz takie coś się dzieje na świecie. Moglibyście być dla nas zbawieniem.
- Jakoś nie uśmiecha mi się dołączenie do Folgów. Moim zadaniem jest z nimi walczyć, a nie do nich dołączać. 
- Oj dobrze, dobrze - powiedziała Klara tuląc przyjaciółkę. - Dla nas wszystkich to życie jest do bani, ale czasem warto mieć jakieś ciekawe marzenia i pragnienia.
Mijały kolejne dni i noce. Za każdym razem dwie osoby sprawowały warte pilnując domu przed atakiem obcych. Na szczęście nie było żadnych z nimi problemów. Właściwie Folgowie wcale się nie pojawili. Eliza na darmo obawiała się, że nieznajomy przyprowadzi do nich pozostałą zgraję obcych, a oni zabiją wszystkich należących do Stowarzyszenia lub zawładną ich mózgami. 
W koncu pewnego dnia Josh nakazał wszystkim przyjść do głównej sali, czyli największego pokoju znajdującego się w budynku. Po chwili wszyscy ludzie byli już na miejscu. 
- Jak wiecie Albert nie przyjechał tutaj z nami. Dostał on przydzielone zadanie, o którym wam nie wspomniałem, ponieważ nie chciałem robić nikomu zbędnych nadziei - powiedział Josh spoglądając na zgromadzony przed nim mały tłum, który po tych słowach zaczął między sobą szeptać. 
Wszyscy zastanawiali się jakie to zadanie dostał Albert. 
- Może niech on wam wszystko opowie - dokończył Josh wskazując ręką na drzwi znajdujące się po prawej stronie, z których wyszedł pewien mężczyzna.
Miał on około czterdziestu lat i lekko siwiejącą czuprynę. Był nie za wysoki. Właściwie to sprawiał wrażenie miłej osoby i taki też był. Od zawsze przyjaźnił się z ojcem Josha, który właśnie jemu powierzył on swojego jedynego syna.  
- Witam was - powiedział uśmiechając się do reszty. - Spokojnie. Za chwile dowiecie się o co chodzi. Wraz z Joshem wymyśliliśmy plan. Gdy wyjechaliście z bunkrów, ja również miałem za wami podążyć, tak abym nie został zauważony. No i udało mi się, ponieważ nikt z was się nie zorientował, że siedzę wam na ogonie - w tym momencie zaczął się śmiać.
- I to wszystko ? - wykrzyknął ktoś z tłumu.
Ten głos z pewnością należał do Swena, który nie pałał zbytnią sympatią do Alberta.
- To dopiero początek chłopcze - powiedział Albert kontynuując opowieść. - Gdy już dotarliście do miasta, a ja wraz z wami zatrzymaliście się na środku skrzyżowania czekając na znak Josha, on natomiast czekał aż ja dam mu znak - w tym momencie spojrzał na Josha, który stał obok niego. Musiałem bowiem zająć odpowiednie miejsce. Schowałem się obok Kwatery. Kiedy zaczęliście atakować Folgów ja wślizgnąłem się do budynku, aby sprawdzić co takiego znajduje się w środku, że aż tal tej Kwatery strzegą. W jednym z wielu pomieszczeń znajdujących się w budynku znalazłem ogromną maszynę, przy której znajdowało się czterech Folgów. Niestety nie mogłem się dowiedzieć, jakie ma ona dla nich znaczenie oraz do czego służy i jak działa, ponieważ jeden z obcych zauważył mnie, jak zaglądam przez drzwi. Na początku chcieli mnie zabić, jednak potem zjawił się ich przywódca i powiedział, ze mają mnie zamknąć. Mieli nadzieję, że wrócicie po mnie, a wtedy oni spokojnie będą mogli was zabić. Jednak zapomnieli o tym, aby mnie przeszukać. Miałem przy sobie krótkofalówkę, dzięki której mogłem kontaktować się z Joshem, który był tutaj z wami. Wczoraj udało mi się uciec. Byłem strasznie wykończony, ale mimo to dotarłem do was. Oczywiście dzięki pomocy tego chłopaka - wskazał w tym momencie na Josha. - Teraz czuję się świetnie.
Wszyscy znajdujący się w pokoju zaczęli spoglądać po sobie oczekując jakiejś reakcji po pozostałych. W tym momencie głos przejął Josh.
- Głównie chodzi nam o maszynę, którą zobaczył Albert. Wiemy, że ma ona duże znaczenie dla Folgów, dlatego musimy ją zniszczyć. 


Cześć. Jest to jeden z nudniejszych rozdziałów, ale zapowiadam, ze od przyszłego rozdziału zacznie się prawdziwa jazda. Dowiemy się, kim jest Folg, który odwiedził Elizę. Zapraszam was również do obejrzenia zwiastunu opowiadania, który znajdziecie w zakładce po prawej stronie. Oczywiście zachęcam do komentowania, ponieważ to strasznie motywuje. :)

środa, 18 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 2.

Josh wraz z ekipą dotarli do miasta. W sumie było ich dwudziestu trzech ludzi uzbrojonych i gotowych do walki o wolność. Całe miasto było zniszczone. Przepiękne, kolorowe domy zmieniły się w stare, zarosłe ruiny. Po ulicach chodzili pozbyci świadomości umysłu ludzie. Byli oni ponurzy, smutni, bez emocji. Nikt z nikim nie rozmawiał. Po prostu szli, jak zombie ze strasznego filmu. Eliza rozpoznała kilka osób: ekspedientkę ze sklepu spożywczego, czy znajomą z dzieciństwa. Jednak mimo to pośród tych ludzi nie znajdował się nikt z jej rodziny. Po prawej stronie znajdowała się Głowna Kwatera Folgów. Było to jedyne zadbane miejsce w okolicy. Budynek wznosił się wysokość około pięćdziesięciu pięter. Był on mieszkaniem dla wszystkich obcych, którzy przybyli na Ziemię. Po przepięknym ogrodzie spacerowało kilku Folgów. Rozmawiali, śmiali się, tak jak niegdyś ludzie. Grupa należąca do Stowarzyszenia stała uzbrojona na środku skrzyżowania. Nikt nie zwracał na nich szczególnej uwagi. Kilku Folgów zerknęło tylko w ich stronę. 
Obcy przybrali postacie ludzkie. Tak naprawdę byli wstrętnymi, obślizgłymi istotami kształtem przypominających ślimaka w wielkości XXL. Zawsze zmieniali się w istoty, których wymiar pochłaniali. Dawało im to satysfakcję, że przejmują ich życie, stają się nimi, tym samym pokazując, że mogą być kimkolwiek chcą, mogą wszystko.
Eliza spojrzała na Klarę. Josh nie wydał żadnego rozkazu, musiały więc czekać na jego polecenia. Eliza chętnie sama wparowałaby do Kwatery i pozabijałaby wszystkich, którzy staną jej na drodze w odnalezieniu rodziny. W końcu jednak podeszło do nich kilku Folgów. Wszyscy oni mieli zapisany uśmiech na twarzy, na której nie malowało się żadne zmartwienie, ani zdziwienie. W końcu odezwał się do nich przywódca obcych - Marshall:
- Witamy. Widzę, że historia lubi się powtarzać. Chcesz pewnie pomścić ojczulka - powiedział.
Josh nic nie odpowiadał. Eliza zaczęła się zastanawiać, co się z nim dzieje, dlaczego nic nie robi, nie reaguje.  W tym momencie do każdego z osobna podszedł Folg wymawiając jakieś zaklęcia spoglądając głęboko w oczy człowieka. 
- Atak! - krzyknął Josh.
Wszyscy zaczęli strzelać w kierunku obcych, po to aby następnie zobaczyć jak martwi padają na ziemię. 
- Dlaczego hipnoza nie działa ?! - wykrzyknął Marshall uciekając do Kwatery. 
Hipnoza nie działała na Josha i jego przyjaciół, ponieważ każdy przed wyjazdem dostał odpowiednią opaskę do założenia na głowę, która odpychała siły obcych. Stworzył ją jeden z naukowców, który należał do Stowarzyszenia. Przywódca obcych zdążył ukryć się w budynku zanim został zabity. Drzwi Kwatery zostały zamknięte i zabezpieczone przez kilkanaście, skomplikowanych zamków. Z dachu budynku zaczęli zeskakiwać kolejni, uzbrojeni Folgowie. Zaczęła się prawdziwa bitwa. Eliza strzelała we wszystko i we wszystkich, którzy stanęli jej na drodze. Miała postawiony sobie cel i chciała go osiągnąć nie ważne ilu obcych musiała zabić. Klara również dobrze sobie radziła. Zabiła już trzech Folgów, mimo że na początku nie potrafiła poradzić sobie z bronią. Największym wojownikiem po stronie ludzkiej był jednak Josh. Na jego twarzy malowała się złość i wytrwanie. Zabijał nie tylko bronią, ale i gołymi rękoma. W końcu musieli przestać. Mimo, że wielu obcych zabili ciągle ich przybywało, a oni stracili w walce już trzech ludzi. Jedynym rozwiązaniem był odwrót i powrót do walki w innych okolicznościach. Na znak Josha wszyscy weszli do samochodu i odjechali. Przez chwilę Folgowie próbowali ich dogonić. Jednak nawet oni nie byli aż tak szybcy. 
- Dobra robota - powiedział Josh skręcając w jedną z uliczek. - Musieliśmy sprawdzić jaką mają brń. Teraz już znamy ich taktykę, wiemy jak atakują. Naszym kolejnym zadaniem jest wymyślenie plany na pokonanie ich. Do tego czasu będziemy mieszkać tutaj
W tym momencie skręcił w ścieżkę prowadzącą do lasu. Po kolejnych pięciu minutach drogi zatrzymali się. Przed nimi stał mały, drewniany domek. Nie był w za dobrym stanie. Widać było, że od dawna nikt tam nie mieszkał. Na ścianach zewnętrznych znajdowały się kępki mchu. Kolor natomiast był już strasznie wypłowiały. 
- No to jesteśmy na miejscy. Przez jakiś czas to jest nasz dom - powiedział wysiadając z samochodu.
Pozostali wysiedli za nim niepewnie. Wszyscy zaczęli się rozglądać. Spodziewali się, że nagle z zza drzew wyłoni się jeden z Folgów. W końcu kilka lat mieszkali w starych, zarosłych bunkrach, a teraz tak normalnie mieli żyć w domu.  Może i nie był szczególnie piękny, ale jednak lepszy od poprzedniego miejsca ich zamieszkania. Najdziwniejsze było to, że znajdował się kawałeczek od miasta. Obcy bez trudu mogliby ich znaleźć. Mimo złych przeczuć wszyscy bez słowa weszli do środka. Oczywiście kierował nimi Josh, który z uśmiechem na ustach pokazywał im sypialnie z prawdziwymi łóżkami, które mimo że były stare spodobały się każdemu. W końcu większość z nich spała na twardej ziemi, czy kamieniach. Gdy już obejrzeli dom, wszyscy usiedli na podłodze w największym pomieszczeniu, znajdującym się w budynku.
- Słuchajcie - powiedział Josh, po to aby przerwać rozmowy pozostałych. - Jak na razie to miejsce jest naszym schronieniem. Musimy pokazać Folgom, że tak łatwo się nie poddamy. Już wiedzą, że nie damy im wygrać. Uderzymy do nich za jakiś czas, wtedy kiedy nie będą się tego spodziewać. Do tego czasu będziemy się udoskonalać w walce, zdobędziemy może też trochę broni. Oczywiście musimy też być ostrożni, dlatego na dzień i noc ustawimy dwuosobową wartę.
- Okej -  zaczęli odpowiadać pozostali jeden przez drugiego. 
- Na pierwszą wartę pójdę ja z Elizą. Resztę ustalimy na bieżąco - powiedział, po czym zwrócił się do samej dziewczyny. - Spotkajmy się tutaj za pół godziny.
- Dobra - odpowiedziała.
Wszyscy zaczęli rozchodzić się do pokoi. W sumie w domu było ich tylko trzy, ale nikomu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie niektórym przypominało to o dawnych spotkaniach z przyjaciółmi, biwakach, wspólnym nocowaniu u siebie nawzajem. Eliza z Klarą weszły do jednego z pokoi, w którym znajdowały się już cztery osoby. Eliza od razu rzuciła się na łóżko, żeby choć na chwilę odpocząć i zregenerować siły. Klara postanowiła zajrzeć do łazienki. W końcu od zawsze miała obsesję na punkcie higieny. Miała nadzieję, ze chociaż w takim miejscu będzie mogła spokojnie wziąć kompiel. Mimo jej wielkich oczekiwań w tym domu nie było bieżącej wody. W końcu jednak najkrótsze dla Elizy pół godziny minęło i dziewczyna musiała udać się na swoją wartę. Gdy weszła do dużego pokoju Josh już na nią czekał.
- Spóźniłam się ? - zapytała, ponieważ chłopak miał dziwny wyraz twarzy.
- Nie, nie. Jesteś na czas - odpowiedział, a po chwili dodał. - Chodźmy już.
Oboje wyszli na zewnątrz. Mimo wieczornej godziny, na dworze było około dwudziestu stopni Celsjusza, do tego wiał lekki wiaterek.
- Dobra. To co mam robić ? - zapytała dziewczyna, gdy zatrzymali się przed budynkiem. 
- Ja tu zostanę, a ty pójdziesz na tyły budynku - zaczął wręczając jej jedną z dwóch krótkofalówek trzymanych w ręce. - Trzymaj w razie jakichkolwiek problemów. Jak coś jesteśmy w kontakcie. Informuj mnie o wszystkim, co cię niepokoi.
- Okej - powiedziała udając się na drugą stronę domku.
Stanęła na środku trawnika z bronią przewieszoną przez ramię i krótkofalówką w lewej kieszeni spodni. Wiedziała, że ma przed sobą ciężką noc. Niebo zaczęło coraz bardziej ciemnieć, a tym samym jej chciało się coraz bardziej spać. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a ona musiała stać. Właściwie co jakiś czas robiła kilka kroków, żeby się rozbudzić. Czasami też odzywał się Josh sprawdzając, czy wszystko jest okej. Mijały godziny, a w okolicy nie pojawiło się jak na razie nic niepokojącego. Dopiero nad ranem Eliza zauważyła, że krzaki na przeciwko niej zaczęły się trząść, słyszała kroki. Dziewczyna przygotowała broń, kierując ją w kierunku niepokojącego ją miejsca. Po chili zza krzaków wyłoniła się jakaś postać. Był to jeden z obcych. Eliza bardzo dobrze o tym wiedziała. Poznała to od razu, ponieważ nosili oni specjalne bransolety na rękach po to, aby później podczas atakowania ludzi, nie pomylić ich z jednym ze swoich. Posiadali je również ludzie, którzy służyli w ich szeregach. Jednak w ich przypadku bransolety znajdowały się na nogach, po to aby wzbudzać zaufanie ludzi, aby później nimi manipulować. 
- Nie atakuj - powiedział unosząc w górę dłoń. 
Dziewczynę zaskoczył jego ton głosu. W końcu według niego nie był to rozkaz, a raczej prośba. Wyraz twarzy obcego również ją zaskoczył. Przybrał on bowiem postać mężczyzny, takiego który sprawiał dobre wrażenie. Krótko mówiąc dobrze mu z oczu patrzyło. Mimo wszystko musiała się opamiętać. Z pewnością była to jedna, ze sztuczek Folgów, która miała na celu uśpić jej czujność, ale ten plan im się nie uda. Nie uda im się wygrać z Elizą. W końcu nie jest aż taka głupia, za jaką ją uważają. 
- Nie podchodź, bo cię zabiję - powiedziała.
Mimo to bała się go zabić. Na pewno nie był sam. Jeżeli Folgowie usłyszą strzał od razu z pewnością wyszliby zza krzaków i zabiliby ją oraz resztę, która teraz smacznie spała w domu. Nie chciała też, aby Josh do niej dołączył, liczyła na to, że w końcu uda jej się samej coś zdziałać. Obcy z resztą posłuchał jej rozkazu, spoglądał na nią swoimi przestraszonymi oczami czekając na rozwój wydarzeń.
- Nie patrz na mnie. Lepiej powiedz ile was jest - wykrzyknęła niepewnie oczekując odpowiedzi.
- Jestem sam - odpowiedział po chwili namysłu. - Nie musisz się obawiać. Nie jestem taki jak pozostali.
Eliza nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie powinna ufać Folgom. Przecież ich nienawidziła, za to co zrobili z jej rodziną, życiem, całym światem. Jednak coś jej mówiło, że nieznajomy mówi prawdę widać było, że sam jest przerażony. Dziewczyna musiała zadać sobie jeszcze tylko kilka pytań. Co zrobić ? Zabić, czy nie zabić ? Ufać, czy nie ufać ?

PS. Mamy drugi rozdział. Jak się podoba ? Zachęcam do komentowania, bo to naprawdę motywuje :)

sobota, 14 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 1.

Nadszedł kolejny ranek. Eliza - brunetka o brązowych oczach, która należała do grupy wysokich dziewczyn - obudziła się jak zwykle z pesymistycznymi myślami. Według niej życie nie miało sensu, bez bliskich osób, a mianowicie rodziców i brata. którzy wpadli w sidła Folgów. Jedyną osobą, jaka jej została była Klara - jej najlepsza przyjaciółka. Znały się od urodzenia, mieszkały obok siebie, wspierały przy pierwszych atakach obcych, a w końcu obie dotarły do tego miejsca razem. Dziewczyny wraz z resztą osób należących do Stowarzyszenia mieszały w podziemnych bunkrach oddalonych od Głównej Kwatery obcych o kilkadziesiąt kilometrów. Głownym zadaniem Stowarzyszenia było wymyślenie plany, który uratuje ludzkość. Eliza wiedziała, że nigdy się to nie uda. Uważała, że te działania są skazaniem na śmierć.
Do jej pokoju, a właściwie ciemnego pomieszczenia z uformowanym na kształt łóżka kamieniem, oświetlonego kilkoma świeczkami weszła Klasa. Była ona przeciwieństwem Elizy. Miała nadzieję, mimo ciężkich warunków korzystała z każdego dnia. Jej włosy miały kolor blond, które właśnie zostały związane krótkim sznureczkiem. Jej oczy były niebieskie, a cera biała jak śnieg. Ubrana była w ciemne, wojskowe spodnie i zieloną bokserkę. Na jej twarzy malował się promienny uśmiech. Spojrzała na przyjaciółkę, która miała na sobie samą bieliznę.
- Ty śpiochu! Jeszcze nie ubrana ? - zapytała chichotając. - Śpiesz się. Wyruszamy na misję - powiedziała rzucając w nią ubraniami, które leżały na brudnej ziemi.
- Kolejna misja, która okaże się niewypałem - odpowiedziała wciągając na siebie brązowe od brudu spodnie oraz niebieską koszulkę.
Co jakiś czas Stowarzyszenie organizowało misję, podczas której wyjeżdżali do miasta, w którym jeszcze kilka lat temu mieszkali po to, aby przechwycić kilku ludzi, na których będą mogli przeprowadzić badania, aby móc później uratować pozostałych ze swojego gatunku. Przy okazji zdobywali jedzenie oraz cenną przy walce z obcymi broń.
- Tym razem się uda. Josh ma jakiś plan, który może się powieść. Pośpiesz się i przyjdź do głównego holu to się wszystkiego dowiedz - powiedziała Klara opuszczając pomieszczenie.
Mimo, że Eliza nie miała nadziei na lepszą przyszłość była ciekawa, co tym razem wymyślił ich przywódca.
Gdy weszła do głównego holu, wszyscy należący do Stowarzyszenia już tam byli. Zrobili oni wielki okrąg, w środku którego stał Josh i tłumaczył szczegóły swojego planu. Dziewczyna dołączyła do nich. Spojrzała na prawo i ujrzała Beckę z dwuletnim synkiem Liamem, obok niej rozmawiali ze sobą Swen i Lucas, z tyłu znajdowała się Katrina, Helena, Manuel i kilku innych. Po lewej stronie była Klara, ze swoją mamą. Obie uśmiechnęły się na jej widok.
- Widzę, że już wszyscy są - powiedział Josh spoglądając na Elizę. - Więc może powiem wszystko jeszcze raz, tak aby wszyscy mnie zrozumieli.
Josh był synem Ericka, ostatniego przywódcy Stowarzyszenia. Niestety zginął on podczas jednej z misji. Został zabity przez Folgów, ponieważ ci odkryli, że on chce im zagrozić. Był wspaniałym przywódcą. Wybierając jego syna jego następcę wszyscy mieli nadzieję, że będzie tak samo dobry jak ojciec mimo młodego wieku. W końcu miał on dopiero 20 lat. Było on wysportowanym szatynem o zielonych oczach. Od zawsze pałał sympatią do Elizy. Jednak ona nie zwracała na niego uwagi w ten sposób. Najważniejsza była dla niej jej własna rodzina.
- Postanowiłem dokończyć plan ojca. Ten podczas, którego sam zginął... - przerwał na chwilę. - Jak wiecie Folgowie już wiedzą o naszym istnieniu i za wszelką cenę chcą nas znależć. Dlatego będziemy grali w otwartą wojnę, czyli albo oni albo my.
Ludzie zaczęli patrzeć po sobie. Nie byli na takie coś przygotowani. Jednak Josh kontynuował swoją przemowę.
- Kto z was chce może z nami wyruszyć jutro rano do miasta, po to aby przeciwstawić się wrogowi. Może jesteśmy mali liczebnie, ale mamy sporo broni. Zorganizowałem nam również schronienie w jednym z budynków. Musimy walczyć o naszą przyszłość - wykrzyknął wymachując rękoma.
Eliza pomyślała, że to w końcu szansa, aby odzyskać rodzinę. Jeżeli się nie uda to zginie. Właściwie to i tak to było lepsze, niż życie w taki sposób - w zamknięciu.
- Proszę, abyście jak najszybciej mi się zdeklarowali - dokończył Josh i wyszedł.
Klara od razu podbiegła do przyjaciółki.
- I co o tym myślisz ? - zapytała.
- Zgłoszę się. Może w końcu na coś się przydam - odpowiedziała wymuszając uśmiech.
- Wiedziałam, że to ci się spodoba. Obiecałam, że cie nie zostawię, więc też się zgłaszam - odpowiedziała Klara z zapałem.
- A co z twoją mamą ? Przecież zamartwi się na śmierć.
- Rozmawiałam z nią. Powiedziała, że jest ze mnie dumna i sama chętnie by się zgłosiła, ale brak jej odwagi.
Eliza przytuliła przyjaciółkę, wiedziała bowiem, że odejście z tego miejsca będzie dla niej strasznie ciężkim orzechem do zgryzienia.
- Byłaś u Josha się zapisać ? - zapytała po chwili.
- Tak. Wiedziałam jaka będzie twoja reakcja, na jego słowa, więc poszła zanim cię odwiedziłam.
- Ah - jęknęła.
Przyjaciółka znała ją lepiej, niż ona sama.
- No to teraz ja idę - powiedziała.
Skierowała się w długi, ciemny korytarz. Przeszła kawałek i dotarła do pokoju Josha. Gdy weszła do środka chłopak siedział przy krzywym biurku zbudowanym ze starych desek. Mimo, że każdy posiadał duży pokój, nie mogli pozwolić sobie na cudowne umeblowanie, ponieważ nie mieli do dostępu do takich przedmiotów jak szafy, czy biurka. Wszystko znajdowało się w mieście, którym kierowali Folgowie.
- Ekhem - odchrząknęła dziewczyna, ponieważ chłopak był zbyt zajęty pisaniem, aby ją zauważyć.
- O - powiedział, gdy ją zauważył. - Nie wiedziałem, że tu jesteś - wstał i podszedł do niej. - Spodziewałem się ciebie.
- Skąd niby wiedziałeś, że tu przyjdę ? - zapytała zaskoczona. - Przyszłam tylko powiedzieć, że chcę jechać na misję.
- Tak przeczuwałem - powiedział uśmiechając się. - Wyruszamy jutro o świcie. Przygotuj swoją broń i wyśpij się. Musisz być wypoczęta i gotowa do walki.
- Tak, jasne - odpowiedziała i wyszła.
Nadszedł kolejny dzień. Słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu. Wszyscy zgromadzili się przed bunkrami. Ci, którzy mieli wyjechać oraz ci, którzy pozostaną. Ta pierwsza grupa była liczniejsza. Należeli do niej: Josh, Eliza, Klara, Jonatan, Swen, Lucas, Helena, Katrina, Manuel i kilku starszych. W sumie 23 osoby. Wszyscy zaczęli żegnać się z bliskimi. W końcu do Elizy podeszła matka Klary, traktowała dziewczynę jak własne dziecko.
- Dasz sobie radę kochanie. Niech Najświętsza Panienka cię strzeże - powiedziała tuląc dziewczynę.
Na koniec podarowała jej medalik z Matką Boską.
- Należał do twojej mamy - zaczęła. - Wiedziała, że nie wróci z tamtej misji. Powiedziała, że mam ci go dać, jeśli będziesz chciała pójść w jej ślady.
Jej mama wraz z ojcem została zabita podczas tej samej misji, w której zginął ojciec Josha.
- Dziękuję - powiedziała obejmując kobietę. - Za wszystko - dokończyła.
W tym momencie Josh wydał polecenie, aby wszyscy, którzy wyruszają na misję wsiedli do pojazdu. Pozostali machali do nich na pożegnanie.
- No to jedziemy - powiedziała Klara.
- No to jedziemy - powtórzyła Eliza wyglądając przez okno.
W tym momencie samochód ruszył. 

Witajcie. Mamy za sobą pierwszy rozdział. I jak wam się podoba ? Długość jest taka, jak w prawie każdym rozdziale.  Mam nadzieję, że zaciekawiłam was. Zachęcam do komentowania.  

PS. Jak na razie mam problem z zakładką obserwatorzy, ale postaram się to wkrótce naprawić :)

piątek, 13 czerwca 2014

PROLOG

Kto z Was zastanawiał się kiedykolwiek jak będzie wyglądał nasz świat za tysiąc lat ? Pewnie każdy. Jednak nasze oczekiwania kręciły się wokół rozwiniętej technologii, latających samochodów, czy służącym nam robotom. W rzeczywistości jest całkiem inaczej. Mamy 3027 rok i zamiast wysoko rozwiniętej technologii na Ziemi jest wielki chaos. Naszą planetę bowiem zajęli Folgowie - istoty pochodzące z innego wymiaru, jakim jest Folgowia. Ni tylko my zostaliśmy przez nich zaatakowani. W sumie przejęli już sześć wymiarów. Hipnotyzują mieszkańców, po to aby potem rządzić ich mózgami, wydając im rozkazy. Mieszkańcy jednego z rejonów ziemskich stworzyli stowarzyszenie, w którym planują jak odzyskać swoją planetę.

Cześć. Mamy prolog. Krótki, po to aby wprowadzić Was w nastrój kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję, ze jesteście ciekawi co takiego spotka bohaterów, których poznacie już w pierwszym rozdziale.